Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXXV

34 549  
111   9  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś, z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania, i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

UKARANE LENISTWO Z HAPPY ENDEM


Jako że będąc w 1 klasie podstawówki, miałam duuuże podwórko - byłam dumną posiadaczką namiotu. Namiot zwykły, rurki i ścierka na nie nałożona. Pewnego pięknego wieczoru, gdy na zabawę na dworze było stanowczo za późno, postanowiłam owym namiotem pobawić się w domu.
Wyjęłam więc rurki i ruszyłam do szafki po ścierkę. Wzięłam jedną z rurek ze sobą. Z czystego lenistwa i przejawów głupoty, zamiast odłożyć rurkę (dość długą) na podłogę, wzięłam ją do ust. Niestety, na wyższej szafce ścierki nie było, więc... pochyliłam się do niższej z półek, zapominając o rurce tkwiącej w ustach. Efekt? Wycieczka na pogotowie z rozwalonym podniebieniem i mnóstwem krwi wokół. Lekarz jednak stwierdził, że szyć nie trzeba, ale przez najbliższy tydzień miałam jeść lody (co akurat ucieszyło mnie baaardzo). Do dziś mam nierówne podniebienie.

by Cukierek69 @

* * * * *

TRAUMATYCZNE PRZYGODY KSIĘCIA IKTORNA (KTOŚ GO PRZEBIJE? MA NAOCZNEGO ŚWIADKA WSZYSTKICH BLIZN I WYDARZEŃ)

Mając 3,5 roku pojechałem pierwszy raz na wieś. Trafiłem na żniwa. W owym czasie jeszcze woziło się siano w formie luźnej, jako wielką kupę na wozie. Postanowiłem wyleźć na nią i zobaczyć, jaki z niej widok. Podówczas nie wiedziałem, że siano jest śliskie. Efekt? Spadłem z samego wierzchołka głową w dół, ale na wyprostowane ręce, łamiąc jedną z nich.

Wczesna podstawówka. Ganiałem się kumplem po klasie, bo jakoś tak się stało, że nie było na chwilę nauczyciela. Pośliznąłem się na wylanej wodzie i wywaliłem głową na kaloryfer żeberkowy. Teraz nosze długie włosy więc nie wydać dwóch idealnie równoległych blizn tuż powyżej linii włosów.

Będąc dość małym (9 lat) postanowiłem podlać mamie paprotki wiszące u sufitu. Ponieważ były zbyt wysoko podstawiłem sobie krzesło. W związku z faktem, że nie sięgałem do kwiatka moją konewką (ale niewiele mi brakowało ) postanowiłem jedną nogę oprzeć na oparciu. Krzesło się wywróciło, a ja walnąłem głową w ścianę. Pewnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale ponieważ obie ręce miałem zajęte konewką i uniesione ponad głowę uderzyłem całym niepohamowanym impetem. Zgrubienie na czaszce mam do tej pory.

Około 4 klasy podstawówki rzucałem się z kolegami śnieżkami. Zabawa szła w najlepsze, dopóki - ku mojemu zdziwieniu, a przerażeniu kolegi - mojej ręki nie opuściła czerwona śnieżka, mimo że lepiłem ją z białego śniegu. Jak się okazało w śniegu było szkło i przeciąłem sobie tętnicę na nadgarstku Wizyta u chirurga, łapanie tętnicy i 2 szwy. Bliznę mam do dziś dzień.

Lato tego samego roku. Zabawa w złodziei i policjantów. Amunicje stanowiły rzepy, jako że te przyczepiały się do ubrania i trudniej było powiedzieć, że się nie dostało, jak się dostało. Pech chciał, że kolega rzucając serią trafił mnie w twarz. I pewnie nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że zaczęło potem mnie boleć oko. Okulista wyciągnął mi z oka kilka centymetrów nitek, które są na rzepie oraz jeden haczyk wbity w wewnętrzną część powieki.

W trakcie bójki podstawówkowej (ok. 5 klasy) przycisnąłem kumpla do ściany i przywaliłem mu z pięści w czoło. Niestety, kolega nie dał rady uniknąć ciosu, a ściana znajdująca się tuż za nim uniemożliwiła odchylenie się głowy do tyłu. W efekcie nabiłem mu dwa solidne guzy jednym ciosem, a sobie złamałem kość w nadgarstku.

Późna podstawówka. Bawiłem się z kumplem przed lekcjami w szatni w rycerzy. Oczywiście używaliśmy różnej broni, takiej jak linijek, zeszytów, ołówków. I wszystko było dobrze, dopóki kumpel nie przekształcił wieszaka na ubrania w kopię. Mając taką broń zaszarżował na mnie i przybił mnie do ściany. Potem chodziliśmy i szukaliśmy higienistki po szkole (ja będąc w szoku, ale w całkiem dobrym humorze). Gdy opuszczałem rękę skóra zsuwała mi się gdzieś w okolice łokcia odsłaniając mięśnie i cieknące osocze. Skończyło się oczywiście na pogotowiu i 20 szwach (z którymi potem wlazłem na drzewo i 4 puściły). Bliznę prawie dookoła ręki mam do dziś.

W wieku 14 lat  wracałem z boiska i przebiegałem przez metalowy mostek ponad rurami ciepłowniczymi. Stopnie pospawane z kątownika nie były w żaden sposób zabezpieczone na kantach. Pech chciał, że potknąłem się i rozciąłem kolano. Krwi z miejsca pełno, ale jako że rany wszelakie nie były już nowością dla mnie, więc dziarsko ruszyłem do domu. Tam panika i na pogotowie. Lekarz był widać wskazujący na spożycie, bo stwierdził, że szyć nie trzeba i połapał mnie na plastry. A ja wtedy pierwszy i ostatni raz widziałem swoją chrząstkę bez otoczki skóry. Blizna jest do dziś.

Zbliżając się do 18 urodzin grałem z kolegami na WF w piłkę nożną. Jako że była to ostatnia godzina lekcyjna nauczycielka zelżyła trochę nadzór i gra stała się ostrzejsza. W trakcie którejś próby przejęcia piłki trafiłem nogą w kant ławki. Tenisówka poszła z miejsca w strzępy, ale ja byłem przekonany, że to tylko stłuczenie i grałem dalej. Poniewież na następny dzień noga nie chciała mi się zmieścić do buta, więc pojechaliśmy na pogotowie, a tam rentgen wykazał pęknięcie kości podstawy dużego palca. I tak 18 urodziny oraz ferie spędziłem z nogą w szynie. Miejsce pęknięcia mam grubsze do tej pory.

Jako prawdziwy twardziel doświadczony przez los zapisałem się na kombat64 (dość brutalna sztuka walki). Na jednym z treningów partner dociągnął dźwignię, skutkiem czego łokieć pierwszy i ostatni raz w życiu zgiął mi się w przeciwnym kierunku. Nie chcąc przyznać się instruktorowi, rodzicom itd. szybko ubrałem się z pomocą kumpla i zwinąłem z treningu (szok pomógł mi w tym wybitnie) pod pozorem złego samopoczucia i nudności. W domu na początku nie chciałem się przyznać, ale tata doczepił się, że akurat wtedy nauczy mnie wieszać "jak się należny" kurtkę na wieszaku. Kurtkę powiesiłem, ale już nie dałem rady i powiedziałem, że spadłem z kasztanowca i mam dziwną rękę. I znowu szpital. W pierwszym szpitalu po zrobieniu rentgena chirurg rozłożył bezradnie ramiona i wysłał mnie do drugiego, w którym powiesili mnie na 4 tygodnie na wyciągu.

Mając 20 lat uciąłem sobie opuszek na krajalnicy, po czym samodzielnie przyszyłem na miejsce, ponieważ  trzymał się jeszcze na jakimś kawałku skóry. Po czym opatrzyłem ranę i tyle. Niestety, mama weszła do kuchni nim usunąłem ślady krwi i musiałem się przyznać do wszystkiego. Oczywiście wizyta na pogotowiu, a tam wymienili mi moje szwy na profesjonalne. Do tej pory mam kolistą bliznę na opuszce i nie mam w niej czucia.

Wiek: dwadzieścia parę lat. Jako wielki fan przemierzania wszelkich naturalnych terenów (w tym ogródka ) na bosaka, biegałem po ogrodzie. Jako że nie miałem butów zdziwiłem się dość znacząco gdy znalazłem w trawie starą siekierę. Ponieważ ból i krew nie są mi obce, a i szwów nazbierałem już całkiem sporo, postanowiłem samemu zszyć sobie duży palec u prawej nogi. Tak więc poszedłem do sypialni rodziców z liściem jakimiś na nodze, żeby śladów krwawych nie zostawiać. Wziąłem igłę i nici i zszywać zacząłem. Gdy już kończyłem weszła moja mama i zapytała co robię .Odpowiedziałem obojętnie, że szyję sobie palec. Mama zamknęła drzwi mówiąc "acha". Po chwili jednak wparowała blada jak ściana do sypialni z pytaniem "Co robisz?!" Ja odciąłem nitkę i powiedziałem. że już nic. Mimo namów nie zgodziłem się pojechać do lekarza, a szwy wyciągnąłem sam. Blizny prawie nie ma.

W wieku 23 lat pomagałem rodzicom na ogrodzie, usuwając uschnięte kikuty rośliny jednorocznej. Pech chciał, że schylając się by wyciąć jeden z nich na drugi nabiłem się okiem. Efekt: pierwszy i ostatni raz w życiu leciała mi krew z oka jak z palca. Okulista wyciągnął mi ponad 2-centymetrową drzazgę tkwiącą tuż koło gałki ocznej i sporo innych. Przez prawie rok miałem czerwono-czarną plamę na białku oka. Oko boli mnie czasem do dziś.

by KsiazeIktorn

* * * * *

UDOWODNIŁ

Miałem może z 8 lat kiedy to z moim kumplem od pieluch wybrałem się na przejażdżkę rowerową wokół domu. Alejka niezbyt zatłoczona, parę samochodów na krzyż, a my zamieniliśmy się na rowery. Kilka kółek i do głowy z nudów zaczęły przychodzić "mądre" pomysły, założyliśmy się, kto dłużej pojedzie "bez trzymanki". Ja, jako starszy, musiałem oczywiście udowodnić, że jestem w tym lepszy. Na długiej prostej puściłem kierownicę i zacząłem pedałować ile sił w nogach. Na liczniku było kolo 25 km/h, kumpla w mgnieniu oka dogoniłem i pech chciał, że wjechałem w jego koło. Takiego orła nie wywaliłem więcej w życiu. Kumpel podchodzi, podnosi rower i mówi, że na szczęście cały, swój wziąłem pod pachę. Na następny dzień pojechałem z rodzicami do szpitala. Miałem wstrząśnienie mózgu i złamaną kość promieniową, ale dobry tata na następny dzień na otarcie łez kupił mi nowego górala. Tym razem miał kierownicę z rogami.

by Skywolker0 @

* * * * *

TALENTNY BRAT

Mój brat jest wyjątkowo talentnym stworzeniem. Szczególnie jeśli chodzi o robienie sobie krzywdy.

Brat (lat 1) raczkuje sobie po domu. Już czasem chodzi na nóżkach, ale zwykle mu się nie chce. Ja siedzę w pokoju i się ubieram do przedszkola. Mama krząta się po sąsiadującej z naszym pokojem kuchni. Młody plącze się gdzieś pod nogami wszystkim po kolei. Aż nagle wrzask i pisk. Pierwsze spojrzenie mamy na Młodego, który drze się w niebogłosy. Drugie spojrzenie na stół, z którego smętnie zwisa kawałek obrusa, a jeszcze przed chwilą stał termos z dopiero nalaną wrzącą herbatą dla taty. Młody chciał pewnie wstać, to pociągnął za obrus i wylał na siebie całą zawartość termosu. Do dziś (19 lat) ma wielką bliznę na szyi i połowie klatki piersiowej.

Wieś. Taras domku, na który prowadziły trzy stopnie. Ja (lat 6) siedzę sobie i maluję kredą prawdziwe dzieła sztuki na betonie. Brat (lat 3) jeździ sobie takim odpychanym nóżkami samochodzikiem. Ogólna sielanka i radość, do momentu kiedy Młody nie postanowił odbyć nieco dalszej wycieczki. Zjechał radośnie po tych trzech stopniach, spadając na łeb i rozwalając go sobie dość konkretnie. Ja w pisk, mama przybiegła i od razu do samochodu i trąbiąc na całą wiochę do szpitala. Skończyło się na kilku szwach. Blizna do dziś.

To było już kilka ładnych lat później. Młody miał jakieś 7 lat, ja 10. Nudziło nam się z jakiejś okazji przeokrutnie. Rodziców w domu nie było, więc szukaliśmy sobie rozrywki. Zaczęliśmy więc grać w ciuciubabkę. Zakręciłam Młodemu jakąś szmatkę na oczy i zaczęłam nim kręcić. Chyba trochę z tym kręceniem jednak przesadziłam, bo jak go puściłam to stracił równowagę i dosłownie wbiegł idealnie na kant szafy. Jak to zobaczyłam, to wzięłam go za rękę i zaciągnęłam do łazienki, po drodze ściągając mu przepaskę z oczu. Jak doszliśmy do łazienki, to dopiero jak zobaczył się w lustrze to zaczął wrzeszczeć. Na szczęście ojciec był gdzieś w okolicy i usłyszał. Oczywiście szpital i kolejne szwy, i blizna na czole. A najlepsze, że z tego co mówił, czuł tylko jak mu coś do oczu cieknie, ale go nie bolało.

by Nadziejapunk @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 34549x | Komentarzy: 9 | Okejek: 111 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało