I cała partia poszła w diabły?
Wujek Carlos nie będzie zadowolony
Pierwszego stycznia polazłem do osiedlowego po piwo i soczek. Pakuję grzecznie zakupy do plecaka, przede mną materializuje się facet uprawiający ground surfing (to taki sport, w którym stojąc na ziemi, trzeba rozłożyć ręce jak na desce surfingowej w celu utrzymania równowagi). Gość dosłownie próbuje się nie wyjebać (a było po 19:00), ale patrzy na mnie, na sprzedawcę, znów na mnie. Jakby szukał inspiracji albo jakiegoś promyczka, który pozwoli mu przypomnieć sobie, po cholerę właściwie tam przylazł. I faktycznie znalazł. Spojrzał na mój soczek pomidorowy i posurfował do regału. Ze sprzedawcą zgodnie wzruszyliśmy ramionami. Pomidorowy jest dobry na kaca. Ale nie. Po chwili gość żegluje w stronę lady i dzierży naręcze butelek 0,33 z pomidorowym... Naliczyłem osiem
Miałem się zbierać, ale jeszcze coś tam gadałem z kasjerem, a nasz gwiazdor znów się zamyślił. Stoi, drapie się po łbie, znów surfuje... aż się domyślił. Strzelił się otwartą w czoło, "kurwa, jeszcze makarony, te, kurwa, nitki". Trochę nie mogłem uwierzyć moim domysłom, to pytam
- panie, pomidorową na tych soczkach będziesz pędził?
- Yhy, starej obiecałem, że jak z roboty wróci to zupa będzie. Może się nie kropnie.
Z pewnością