Szukaj Pokaż menu

Ciekawostki i dodatkowe informacje z uniwersum Gwiezdnych wojen, cz. III

48 375  
226   36  
Nasz Bojownik przesyła kolejną część niezwykle dobrze przyjętej serii traktującej o SW.

Oto komunijny hit 2018 roku. Dzieciaki błagają rodziców, by im to kupili

103 403  
73   56  
Zapomnijcie o laptopach i smartfonach. To już przeżytek. W tym roku dzieci na komunię pragną czegoś zupełnie innego...

Podróż na Wzgórza Golan i zderzenie z kulturą Druzów

33 923  
246   32  
Początek reportażu zapowiedzianego w tym artykule. Dziś jedziemy na północ izraelskich Wzgórz Golan i spotykamy się z lokalną kulturą.

Spotkanie

Z Kawiakiem spotkaliśmy się na lotnisku w Tel Awiwie. Tego dnia mieliśmy jechać do Madżdal Szams na północnych Wzgórzach Golan. Czekaliśmy więc na druza, Hadiego, który miał nas odebrać, jednak przez dłuższy czas nikt się nie pojawił.
- Ten koleś, który ma przyjechać, to kiedy będzie? - pytam.
- Właśnie nie wiem, kurna, stary, próbuję się do niego dodzwonić, na telefon, na Whatsapp, na Facebooku i nic. Kompletnie nic, jakby wyłączył telefon.
- Masz jakiś plan awaryjny?
- Czekaj... zadzwonię do jego ziomka z Berlina.
- Z Berlina?
- Tak, byliśmy razem na Islandii.
- Na Islandii... Dobra, nie pytam nawet.

Druzowie i Wzgórza Golan

Warto w tym miejscu wyjaśnić, że nasz lokalny "ziomek" jest Druzem.
Druzowie to mniejszość etniczna i grupa wyznaniowa, która zamieszkuje Liban, izraelskie Wzgórza Golan, oraz Syrię. Pomimo granic druzowie są jednością i można nawet powiedzieć, że i rodziną. Ich wyznanie bazuje na religii muzułmańskiej, choć ma też wpływy chrześcijaństwa, a oni sami uważają, że wszyscy Druzowie są potomkami Jetro - biblijnego teścia Mojżesza. Dlatego właśnie Druzem nie można zostać, Druzem trzeba się urodzić. Nie można się w żaden sposób przechrzcić, a sami Druzowie według swojej kultury nie powinni mieszać swojej krwi z innymi grupami etnicznymi. Cała ta mozaika kultur i religii jest co najmniej mówiąc wyjątkowa, o czym przekonaliśmy się w ciągu najbliższych dni.


Same Wzgórza Golan to region, który zalicza się do granic Izraela, ale Druzowie często mówią wprost, że są pod izraelską okupacją i właśnie tak się czują. To miejsce ma też bardzo duże znaczenie strategiczne i w dodatku przebiega tu jedyna granica między Izraelem a Syrią. Z tego względu wzgórza były i są niemym świadkiem wojen i konfliktów między dwoma zwaśnionymi narodami, a Druzowie znajdują się w samym środku tej beznadziejnej sytuacji. Jedną z rozgrywających się tu wojen była wojna sześciodniowa, o której cały artykuł napisał parę dni temu Kawiak. Przeczytacie go tutaj.


Sami starają się zachowywać neutralność, nie przyjmują żadnego obywatelstwa, a wielu z nich jest nawet zwolnionych z obowiązkowej w Izraelu służby wojskowej. Pozostali tworzą Druzyjski Oddział Zwiadowczy w Siłach Obronnych Izraela. Jak widać, nawet ci idący do wojska wykonują jedynie zadania zwiadowcze, więc nie są wcieleni w oddziały, które mogłyby iść na front i bezpośrednio przyczyniać się do śmierci ludzi. Wszystko zgodnie z ich religią i przekonaniami.

Organizacja

Najważniejsza w tym wątku będzie jednak ich barwna kultura.
- I jak? Wiesz coś? - pytam stojąc z Kawiakiem na lotnisku.
- Nic nie wiem. Nie będziemy na nich czekać jak nawet nie wiemy, czy jadą. Wiesz jak stąd dojechać do miasta?
- Jasne. 18 szekli za dupę w pociągu i jedziemy.
- No to jedziemy.
Byłem w Izraelu dzień wcześniej, stąd wiedziałem co i jak.
- Wczoraj jak jechałem tym pociągiem, to poczułem się całkiem swojsko.
- Co? Brudne kible, tłok i śmierdzi?
- Nie... z tym w porządku, nawet mają darmowe WiFi, ale pociąg był jakoś znajomo spóźniony pół godziny.
Jadąc do zupełnie obcego kraju nigdy nie wiemy czego się spodziewać, a tutaj przynajmniej wiedziałem już, że druga Japonia to to nie jest i pociągom to się tu nie śpieszy.

Dopiero kiedy wchodziliśmy na peron do Kawiaka zadzwonił Hadi, powiedział, że przyjechał z ojcem i czekają na parkingu. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że w Izraelu można dostać 100% zwrotu za niewykorzystane bilety kolejowe, trzeba tylko odstać swoje przy okienku informacji. Ma się przy takiej sytuacji z umawianiem poczucie nerwowego zamieszania i straty czasu z powodu niezorganizowania.


Później okazało się, że absolutny brak organizacji (jak z odbiorem z lotniska) i kompletny brak pośpiechu (jak z pociągami) to stała część życia w tym miejscu. Myśleliśmy, że to w większości dotyczy tylko Druzów, ale nasz izraelski znajomy, Moran, powiedział nam kilka dni później: "Nieee... to my wszyscy tak mamy! W Izraelu jest normalne, że mówisz, że będziesz za pięć minut i przychodzisz jutro.".

Nie wiem, czy odnajdujecie się w tej sytuacji, ale dla nas to nie była "różnica kulturowa", tylko istne zderzenie z zupełnie innym światem. Nie pierwsze i nie ostatnie zresztą.

Moran i jaskinie

Jeśli jesteśmy już przy temacie Morana: po drodze z lotniska pojechaliśmy właśnie do niego. To facet, z którym Kawiak nawiązał kontakt przez internet umawiając nas na kilka eksploracji izraelskich dziur. Moran jest speleologiem i wielkim zapaleńcem we wszelkich kwestiach związanych z jaskiniami, a w szczególności jest specjalistą od ich penetracji. Wytłumaczył nam co będziemy robić, gdzie będziemy schodzić i czego możemy się spodziewać.

Niemałe wrażenie zrobiły na mnie artefakty, które nam pokazał. W jaskiniach odkrywał wiele rzeczy, wszystkie skrzętnie dokumentował i przekazywał do państwowych instytutów, ale w nagrodę pozwolono mu zostawić sobie dwie drobne rzeczy. Mały, pięknie oszlifowany koralik zrobiony z kamienia i część szaty rzymskiego legionisty. W czystych słowach może nie brzmieć to oszałamiająco, ale trzymaliśmy w tej chwili w rękach rzeczy, które powstały jeszcze przed naszą erą. Naprawdę cholernie dawno temu i wartość takiego znaleziska jest naprawdę kosmiczna. Nie chodzi nawet o pieniądze, chodzi o fakt tego, że to przetrwało dwa, czy trzy tysiące lat i wciąż, metaforycznie, poszłoby na allegro jako "używane", ale nie "zniszczone".


Tu pierwszy raz spotykamy się z kolejnym elementem kultury Izraela.
- Napijecie się kawy? - Pyta Moran.
- Ja nie pijam kawy - odpowiada Kawiak.
- Ja nie mogę - mówię.
- Uuuu a dlaczego? - Zdziwiony pyta Moran.
- Ja nie przepadam - kwituje Kwiak
- Ja ze względu na zdrowie.
- Aha, rozumiem, OK - odpowiedział, po czym postawił przed nami dwie szklanki kawy.

- Wypijcie, spróbujcie chociaż, pół szklanki nie zaszkodzi, a drugie pół to i tak fusy, to tego nie pijcie.

Jak widać kawy w Izraelu się nie odmawia, nie ma nawet sensu próbować.

Jedzenie

Po drodze do Madżdal ojciec Hadiego zabrał nas na "najlepszą szawarmę w Izraelu". Specjalnie i tylko po to nadłożyliśmy drogi i pojechaliśmy do Hajfy.

To co stanęło przed nami na stoliku to było kolejne zaskoczenie tego dnia. Calutki stół był zastawiony talerzykami z przysmakami. Hummus, rzepa kiszona w soku z buraków, pikantne kalafiory w kurkumie, ser labane, kiszone oberżyny i cała gama smakowitości, którą w przeważającej części jemy nie używając sztućców. Widelce "dla lamusów z Europy" oczywiście są, ale staramy się nie odstawać, więc rwiemy pieczywo na małe kawałki i nabieramy nim jedzenie z kolejnych talerzy, bo tak to się tutaj robi.


Jedzenie w odległych krajach może często zaskoczyć, a tutaj mamy mieszankę kuchni śródziemnomorskiej, do której w Polsce jesteśmy przeważnie przyzwyczajeni i arabskiej, bogatej w różnego rodzaju kiszonki, co też jest dla nas całkiem naturalne, więc smakowo odnajdujemy się świetnie i nie musimy bać się o podróżnicze rewolucje żołądkowe związane z nieprzystosowaniem układu trawiennego do obcej kuchni. Jeśli będziecie kiedyś w Izraelu, to bierzcie wszystko i jedzcie śmiało, nie zawiedziecie się.

Wstydliwe kwestie...

Zanim dojechaliśmy na miejsce, Hadi uprzedził nas przed jedną rzeczą.
- Zanim dojedziemy to muszę Wam powiedzieć jak to wygląda u nas... no... z dziewczynami.
- Są małe, grube i jak się je zostawi na słońcu to na plecach rosną im włoski? - śmieszkujemy sobie.
- Nie, nie, nie to... chodzi o to, że...
- Że...
- No że nie za bardzo jest dobrze widziane jak się, wiecie...
- Bałamuci przypadkowe laski w kiblu w knajpie? - dobry humor nas nie opuszcza.
- Nie! To w ogóle nie wchodzi w grę.
- Ale porozmawiać można?
- Też nie bardzo... jak będziemy w Madżdal, to musicie wiedzieć, że nie jest dobrze widziane jeśli w ogóle patrzy się na kobiety.
- CO? - odpowiadamy dwuosobowym chórem, a klimat śmieszkowania całkowicie znika.
- No nie wypada patrzeć na dziewczyny, więc jak będziemy w jakimś barze, czy coś, to nie przyglądajcie się dziewczynom, to nie jest nic dobrego i można mieć naprawdę dużo problemów.
- Problemów?
- No bo ona może mieć brata, a w barze na pewno będzie ktoś, kto zna jej brata i jak on mu powie, że patrzycie, to on potem będzie bardzo zły i zaraz przyjdzie i będzie awantura... no sami rozumiecie, bijatyka. U nas nie robi się takich rzeczy.
- Czyli niepotrzebnie brałem 20 kondomów? - w ostatniej próbie ratowania nastroju spróbował zażartować Kawiak.
- Nie, nie, nie będą ci potrzebne... chociaż wy jesteście turystami to może z wami jest trochę inaczej.
To był pierwszy moment, w którym poczuliśmy, że słońce, palmy, inna natura i architektura zrobiły nam tak naprawdę psikusa w głowie, bo mogłoby się wydawać, że przyjechaliśmy do ciepłych krajów na wycieczkę, a teraz uświadomiliśmy sobie wprost, że wcale nie przyjechaliśmy tu na wakacje. Przyjechaliśmy do zupełnie innego świata, będziemy mieszkać z "muzułmanami" w ich wiosce, na ich wiecznie zagrożonych wojną Wzgórzach Golan, granicę z Syrią będziemy widzieć jak na dłoni z okna domu i będziemy tu na ich zasadach i z poszanowaniem ich kultury, a my sami mamy tu robotę do zrobienia.

Widok z domu Hadiego. Przez środek przebiega pas graniczny, a znajdujące się za nim wzgórza to już Syria.

- Chcesz nam jeszcze coś powiedzieć, coś ważnego, żebyśmy nie zrobili czegoś głupiego? - dopytujemy.
- Tak, jest jeszcze jedna ważna rzecz.
- Już się boję...
- No po prostu jak będziecie u kogoś to zdejmujcie buty zanim wejdziecie na dywan. Nie każdy lubi jak mu się wchodzi w butach na dywan.
Spodziewaliśmy się już wszystkiego, a kwestia dywanu wydała się wyjątkowo błaha, więc wrócił nam dobry humor i padło kolejne pytanie.
- Mówiłeś o tych dziewczynach... a jak macie z kozami?
- Z kozami?
- No tak, w takich tematach, wiesz, no z kozami.
- Nie rozumiem, dlaczego pytasz o kozy.
- No bo my w Europie się trochę z Was śmiejemy, że...
- Że co?
- A nieważne...
- No ale z czego się śmiejecie?
- No że ruchacie kozy po prostu.
- Aaa! - zaśmiał się - Tak, tak!
- Tak?
- Nieeee! Nie, nie!
Bariera językowa to śmieszna rzecz. Wszyscy rozmawialiśmy po angielsku, a nie każdy z nas uczył się z tych samych filmów, więc o nieporozumienia naprawdę było łatwo. Koniec końców okazało się, że na kobiety też można patrzeć, tylko nie wypada oblepiać ich wzrokiem i rzucać nachalnie pożądliwych spojrzeń z niewymówionym seksualnym podtekstem w źrenicy. Pomimo drobnych "niedomówień" od razu widzę, że Hadi to złoty człowiek i do tego niezły kosmita, nie sposób go nie uwielbiać.

Hadi tłumaczy Kawiakowi, że normalnie nie da się zobaczyć zniszczonego miasta, bo jest zniszczone i go nie widać.

Koniec podróży

Nasza dwuipółgodzinna podróż z lotniska do Madżdal Szams zajęła nam 6 godzin i to nie był jakiś jednorazowy przypadek i zrządzenie losu, tylko taka właśnie jest kultura Druzów. Nie śpieszą się, nie trzymają się zegarka, nie trzymają się żadnego planu, po prostu idą przed siebie i jak coś wpadnie im do głowy to z miejsca to realizują. Nieważne, że czekasz na Druza od godziny, jeśli po drodze do Ciebie postanowił wpaść do kolegi i pograć na Playstation, to poczekasz jeszcze dwie godziny, ale za każdym razem, kiedy do niego zadzwonisz, usłyszysz w słuchawce "już jestem w drodze do ciebie i za pięć minut będę". To nie kwestia złośliwości, czy braku szacunku. Tak tu już jest i pozostaje się tylko przyzwyczaić, co naprawdę, gwarantujemy, nie jest takie łatwe.

Kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce postanowiliśmy ze szczęścia zrobić sobie zdjęcie ze znakiem drogowym przed miastem, więc poprosiliśmy Hadiego o kliknięcie fotki i... tak, jesteśmy na tym zdjęciu, obaj. Stoimy pod znakiem na samym środku zdjęcia.


Hadi był zadowolony z efektu.

W samym Madżdal Szams czekał na nas piękny pokój gościnny, który nieco odbiega od europejskich standardów. Nie na gorsze, czy lepsze, po prostu standard jest zupełnie inny i widać to gołym okiem. Po zakwaterowaniu spotykamy się z Hadim i robimy szybki nocny zwiad po okolicy - tak nas nastraszył, że teraz boimy się podnosić wzrok, żeby przypadkiem nie ujrzeć jakiejś kobiety.


Przed spaniem szykujemy się na kolejny dzień, a mamy zamiar znaleźć parę czołgów i obejrzeć inne świadectwa nie tak dawnych wojen.

Dnia następnego...


- Idźcie dokładnie za mną i uważajcie - mówi Hadi wchodząc na pagórek.
- Jakieś węże są w tej trawie?
- Nie, miny przeciwpiechotne.
- ...

Nie żartował. Najbliższe dni spędzimy właśnie z tym wesołym człowiekiem, więc na najbliższy czas zostanie bohaterem dalszych reportaży. Całą rozkładówkę artykułów znajdziecie tutaj.
246
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Oto komunijny hit 2018 roku. Dzieciaki błagają rodziców, by im to kupili
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Nierozwiązane zagadki - zaginięcie latarników na Wyspach Flannana
Przejdź do artykułu 8 koszmarnych przeczuć, które niestety się sprawdziły
Przejdź do artykułu O tym, jak raz sobie umarłem, ale po drodze coś poszło nie tak
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Żyłam z socjopatą - opowiada nasza czytelniczka
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Te tatuaże są równie absurdalne, co permanentne
Przejdź do artykułu Uwielbiam życie w dzisiejszych czasach

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą